List ekonomisty w sprawie wygaszenia przemysłu turystycznego po polskiej stronie gór Sudetów

Instytut Ekonomiczny
Dolina Zielona 24a
65-154 Zielona Góra

List ekonomisty w sprawie strategii wygaszenia przemysłu turystycznego po polskiej stronie gór Sudetów

do klubów poselskich, kół, Szanownych Panów Posłów 

Szanowni Państwo, 
W moim rodzinnym mieście 10 lat temu był przemysł turystyki zimowej- niewielki, ale działał. Był stok narciarski w zniszczonym przedwojennym parkuu miejskim (dziś jest to zwwykły las), obok w sezonie czasem stał jakiś stragan z czymś co musieliśmy jeść z braku czegoś innego. Już to zniszczono, teraz widzę jak niszczą Państwo całe zagłębie stoków narciarskich.

Ostrzegam przed zniszczeniem branży turystycznej po polskiej stronie gór- Państwa nierozważnymi decyzjami. Przemysł ten ma nikłe i niewielkie szanse narodzenia się na nowo po latach upadku związanego ze zniszczeniem środowiska. Wymaga to jednak skrajnie drastycznych zmian po polskiej stronie gór. Tymczasem obawiam się że Rząd Rzeczypospolitej Polskiej podjął inne decyzje. Ja te działania prawne zinterpretowałem jako decyzję o wygaszeniu przemysłu turystycznego po polskiej stronie gór Sudetów. 

Niepowodzenie w polskich Sudetach
Przemysł górski, turystyka górska- w ogóle się nie udała po polskiej stronie gór. Tutaj- nie widać snoborderów na ulicach, w knajpach. Proszę sobie stanąć w Peci pod Snieżką, po stronie czeskiej, i przez 10 minut obserwować przechodniów w centrum. Większość ma deski nart, snołbordy. Proszę zrobić to samo po polskiej stronie gór. Tutaj - po stronie polskiej- nie ma przechodniów z deskami czy nartami. 

Tutaj- w polskiej części gór- smog ze spalin nieporównanie większej liczby samochodów i starych pieców- generalnie w sezonie zimowym rozpuścił śnieg. Tak mi to wyjaśnił spotkany w Peci pod Śnieżką jakiś czeski profesor akademicki. Pytałem i pokazywałem mu z kolejki górskiej, gdzie go poznałem podróżującego w fotelu obok-  panoramę Sudetów jaką widać było na horyzoncie. 

Na tej panoramie gór jaką widzieliśmy na widnokręgu z wyciągu kolejki linowej, tylko czeska część gór miała pełną pokrywę śnieżną, polska część zaś była czarna, niezaśnieżona. Gdy byłem dzieckiem- w polskich i czeskich górach było podobnie jeśli chodzi o śnieg. Teraz, po dwudziestukilku latach jest skajnie inaczej. 
]
Co pamiętam z dzieciństwa
Jako starsze dziecko pamiętam że po polskiej stronie gór leżał śnieg, ale już wówczas tam nie jeżdziliśmy. Po polskiej stronie zbyt wielu rzeczy nie było wolno robić. Nam, starszym dzieciom nie było wolno iść się bawić do klubu muzycznego (zesztą nawet ich niemal nie było) czy kupić i palić trawy, marihuany. 

Po stronie czeskiej to wszystko yło wolno- odkąd byłem nastolatkiem. Nikt się nie pytał czemu przejeżdżamy sami, bez rodziców. Ale wynajmujący bali się nas i raz chcieli nam wymówić wynajem całego domku gdy widzieli że wnosimy gramofony didżejskie. Sądzili że będzie bardzo głośno. Jako starsze dziecko próbowałem z kolegami i koleżankami nawet absynt. Kupowaliśmy wowczas farbki i pędzle by malować narkotyczne wizje jakie zapowiadano.

My, z pewnej specyficznej grupy odwiedzających góry na snołbord czy narty, ale z młodszego pokolenia, po prostu do kurortów po polskiej stronie granicy- od dekad nie jeździmy na dłuższe wczasy. Polskie kuurorty nie są dla nas dostosowane, panuje tam inne prawo, inny system prawny. Chodzi także o prawo zwyczajowe. 

Przykładowa scena- mamy jechać na trasę freeride, grupa rastamanów pracujących jako instruktorzy zamówili w restauracji jakieś sterty talerzy, i na stole leży też marihuana. W Polsce obsługa poprosiłaby aby to schować, po czeskiej stronie nikomu to nie przeszkadza że obecni przy stole ją kruszą, dzielą, zawijają w bletki, by spalać te narkotyki w samym wejściu do knajpy. Po polskiej stronie tego albo nie wolno, albo nie wypada. 

Do Polski w Sudety na wakacje nie przyjeżdżają już turyści z Holandii, choć już przed wojną kursował ekspress z Karpacza aż do Amsterdamu. Nadal jest ich zatrzęsienie po stronie czeskiej, w czasie holenderskich ferii po stronie czeskich na stokach dominuje język niderlandzki.

Stan bezpieczeństwa
Po polskiej stronie jest bradzo niebezpiecznie iśc pieszo czy nawet jechać na ulicach. W Polsce panuje odmienne prawo o ruchu drogowym, i nawet na chodnikach jeżdżą tutaj samochody. W Polsce można na chodnikach parkować, w Jańskich Łaźniach tego nie wolno, przed wjazdem do miasta wisi zakaz parkowana gdzie popadnie. Gdy nie ma miejsc do parkowania, miasto jest zamknięte dla samochodów, po prostu. 

W Poslce jest to nie do pomyślenia aby zamknąć barierą z policjantami wjazd do miasta, i wpuszczać tylko tyle samochodów ile jest miejsc do zaparkowania, odsyłając precz całą resztę aut - zamiast dopuszczać do bezcelowego rozjeżdżania ulic miasta. W Jańskich Łaźniach jest także kino cyfrowe choć mieszka tam chyba ze 300 mieszkańćów, po polskiej stronie tego typu atrakcji nie ma nawet w znacznych kurortach.

Bezpieczeństwo stoków
Musiałem przyznać tytuł najgorszego znanego redakcji kurortu narciarskiego Europy Srodkowo-Wschodniej  kurortowi w Polsce (była to Szklarska Poręba w poprzedniej edycji, władze miasta poinformowałem o tym niezaszczytnym tytule, ale sprawy nie nagłaśniałem). 

Snołborder nie będzie przekonywał operatora wyciągu że brak miejsca do zapięcia snołbordu po wyskoczeniu z kolei linowej krzesełkowej- grozi kalectwem. Jeśli ktoś nie umie prowadzić kurortów narciarskich, nie powinien tego robić- mnie naraził operator tamtego wyciągu na kalectwo, wiele czasu leczyłem kontuzje zdobyte pod koniec sezonu, kiedy szlaki zjazdowe nie powinny w ogóle być już czynne. 

Na polską stronę strach jechać- czekają tam dziwne przepisy, brak jedzenia (jesteśmy często, coraz częściej weganami, jemy tylko kuchnię wegańską, a nie - wegetariańską czy jarską). Po czeskiej stronie idzie przeżyć, po polskiej stronie jest to walka o przeżycie, bo jeśli nawet takie produkty są, to w szczycie sezonu znikają najprędzej. 

Po polskiej stronie gór jest w dodaku wyraźnie drożej. Nie można zakupić specyficznego wyczynowego sprzętu narciarskiego snołbordowego - tego z wyższej półki- w opcji "heavy duty", "pro" etc. Ktoś kto dużo jeżdzi, potrzebuje na przykład zbrojone paski do zapięcia snołbordu i to określonej marki w określonym rodzaju systemu. Zwykłe paski szybko mu popękają. Po polskiej stronie gór nie ma nawet sklepów sportowych. Ten brak świetnie dowodzi upadku całego przemysłu sportowego w polskich górach. 

Snołborder czy narciarz potrzebuje sieć serwisów mogących naprawić - dajmy na to- rozwarstwienie się laminatu w snołbordzie- choćby tylko tymczasowo. Serwisy muszą być w stanie obrobić snołborderom/ narciarzom sprzęt oddany wieczorem- tak aby był gotowy na poranną jazdę. To wszystko działa i jest możliwe po stronie czeskiej, tak to po prostu funkcjonuje w wioskach mającch po 300 mieszkańców. Nikt nie czeka całego dnia na zwrot sprzętu. 

Obawy 
De facto, patrząc na fakty i z nich czytając, wprowadzono pandemiczną likwidację przemysłu turystycznego. Prawdopodobnie wyciągów nie uda się otworzyć także z powodu podjętej ongiś decyzji o zmianie mikroklimatu po polskiej stronie gór.  Obawiam się że tym lokałtem Państwo już w ogóle wywrócą na plecy zrujnowany przemysł turystyczny po stronie polskiej. W tej krainie śniegu ropuszczonego spalinami samochodów i starych pieców, stoki muszą być sztucznie naśnieżane, wszystko więc jest mniej opłacale, warunki są gorsze. 

Co widzimy?
Proszę się postawić w sytuacji np. rastamana z Holandii czy z Polski, jadącego na snołbord. Swoje kilanaście patoli, kilanaście tysi (jego sport to snołbord), wyda po stronie czeskiej, bo tam ma i skibusy (często ćpa, trzeba go wozić, skibusy są nawet co 15 minut w szcycie we wioskach po czeskiej stronie), i kupi coś do zjarania (Czesi są więc celem narkopodróży narciarskich i snołbordowych z całej okolicy). 

W knajpach "zje na weganie". Zabawi się- w sezonie zimowym nawet w 300-osobowych wioskach ma kluby muzyczne z "grubymi bibami" do samego rana w jego gustach muzycznych. Już w pierwszej wiosce na granicy ma ofertę w pełni zadowalającą jego gusta, razem z nocnymi skibusami, jakby chciał jeżdzić i katować przeszkody na snołparku aż do 22giej w nocy. 

Po polskiej stronie gór w dawnych kurortach górskich nie ma snołparków, skibusów (w 90 % trzeba mieć samochód aby w ogóle po pierwsze dotrzeć do polskich kurortów). Rastaman tutaj nie znajdzie grubych bib w sezonie zimowym, nie da się zjeść "na weganie" Typowy rastaman nie ma tam czego szukać, zresztą jego "obrzędy" mają inny status prawny po polskiej stronie granicy.

Wspomnienie z dzieciństwa
Czechy to kraj w którym nawet dzieci "mogą" palić jakieś nielegalne substancje, czuć to od nich gdy taki nastolatek ciebie mija. Zresztą niespecjalnie się z tym kryją. I samemu sobie przypominam te znajome miejsca. Tak, ja też- jeżdżę w te góry już od dziecka i nawet już jako dzieci z Polski sami sobie wynajmowaliśmy tutaj kwatery, ciesząc się z dużo większych praw dla nastolatków. Pamiętam że jako nastolatki jaraliśmy tutaj na potęgę. 

Od tego czasu po czeskiej stronie strasznie wiele się zmieniło na nowe. Ale po stronie polskiej- fasady budynków wyraźnie się postarzały. Brakuje śniegu, a miasta to już dawne kurorty narciarskie, które miejscami przypominają slumsowiska.  

Co robi ludność?
Co robimy to inwestujemy w testy medyczne i jedziemy do Czech na deskę o ile będzie się dało. W Polsce - chyba pozostaje bardzo wiele do zmian, począwszy od systemu transportu (dość a w przypadku sudeckich kurortów górskich- drastycznie mocno innego niż w Czechach), czy norm spalin w piecach i samochodach. 

Wiedzą Państwo ile taki wyjazd kosztuje? To może być nawet 25- 30 tysięcy, tyle są po czeskiej stronie w stanie zostawić w sezonie osoby młode. One wydają bardzo dużo, myślę że pracują po to aby te pieniądze zarobić by je wydawać w górach. Od dziecka już obserwuję, jak robimy to masowo po czeskiej stronie gór. Szkoda mi że osoby z Polski nie wydają tych pieniędzy zarobionych w Polsce- ale nie od nich zależą zmiany. 
 
Adam Fularz, Dipl. Kfm. 
Instytut Ekonomiczny
Dolina Zielona 24a,
Zielona Góra PL

Komentarze

Popularne posty

Instytut Ekonomiczny Zielona Góra

Independent Trader.pl - Portal Finansowy

Warsaw Enterprise Institute